swego czasu - delikatnie rzecz ujmując - nie przepadałam
za tonnerkami zwanymi potocznie antośkami - twarze zbyt
zwyczajnie jak na mój gust - omijałam szerokim łukiem,
co oczywiście było wielce pożyteczne dla mego portfela...
minęło mnóstwo lalek na blogach - gdy jakoś nieopatrznie
i ja dostrzegłam potencjał w tych pysiałkach - zdolność
do wielokrotnej metamorfozy - godnej niejednego Owada
dzisiaj pokazuję Antoninę - nie swoją, niestety - to panienka
Magdy, dzięki której mam olśniewającą porcelankę -
tym razem niewiasta jakby wprost z kart XIX romansu
litery w tle świetnie korespondują z ideą postaci książkowej -
jestem niezmiernie ciekawe, jakie są Wasze skojarzenia -
bo chyba Wichrowe Wzgórza też nie są takie nietrafione...
przyznam się, że już byłam okrutnie wręcz blisko kupienia Antośki -
gdy 2-3 razy mignęła mi Ona w wersji tzw. manekina saute -
i blond i brązowowłosa bez jakichkolwiek malunków na twarzy -
gdyby wtedy tamten manekin miał TAKIE włosy - już byłaby moja ♥
kiedyś sobie nawet nie wyobrażałam takiej panienki u siebie -
teraz jak najbardziej jestem chętna - w myśl słów tytułu
tego posta "nigdy nie mów nigdy" :DDD
króciutka i skromna ilościowo sesyjka
to owoc spotkania z Magdą w Thibo
w znanej wielu lalkolubom Arkadii ;P
♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥
dziękuję, Madziu, za frapujące spotkanie :)